Table of Contents Table of Contents
Previous Page  438 / 576 Next Page
Information
Show Menu
Previous Page 438 / 576 Next Page
Page Background

Skąd przyszliśmy, kim jesteśmy

?

436

się przed straszliwą chorobą, tak dużo piła gorzałki, że prawie stale

była pijana.

Zaraza nie ustawała, pochłaniała coraz to nowe, liczne ofiary. Po

mieście rozeszła się złowroga wieść: ktoś potajemnie spalił zwłoki

zmarłego dziecka, a popiół rozproszył po ulicach i powsypywał do

miejskich studni. Według ludowych przesądów miał on stanowić po-

żywkę dla szalejącej śmierci. Oczywiście, na bezmyślne te potwarze

nie było żadnych dowodów, na własne oczy nikt tego nie widział. Mi-

mo to coraz głośniej zaczęto oskarżać żonę grabarza. W końcu kobietę

wzięto na surowe przesłuchania. Grabarzowa jednak nie przyznała się

do niczego. Wtedy uznano ją za czarownicę. Henningową poddano

więc tzw. próbie wody, ale nieszczęśnica przetrzymała i tę męczarnię,

pływała na wodzie i nie utonęła. Nadal też nie chciała do niczego się

przyznać. Wówczas zamknięto ją w miejskim więzieniu. Niestety, tutaj

– jak relacjonuje te okrutne wydarzenia sam wójt miejski, Felbiger –

diabeł skręcił jej kark. Zwłoki „czarownicy” musiano zatem spalić.

Z kolei zabrano się za „starego łajdaka” Henninga, jak obelżywie

nazywał go Felbiger. Przede wszystkim, aby wywinąć się ówczesnej

sprawiedliwości, musiał on pokazać, gdzie zakopano zwłoki owego

dziecka. Aliści we wskazanym grobie zwłok tych nie znaleziono. Wtedy

zabobonny lud miejski zaczął domagać się śmierci grabarza. Mężczy-

zna z rozpaczy chciał się powiesić, jednak zdołano mu w tym prze-

szkodzić. Rozpoczęło się nieludzkie śledztwo. Henninga poddano naj-

wymyślniejszym torturom, w trakcie których wyznał, że spopielił

zwłoki aż trojga dzieci, ich prochy rozsiał po górowskich ulicach

i wsypał do studni. Postąpił zaś tak dlatego, aby jeszcze bardziej zasilić

zarazę, ale zeznania te nie zadowoliły wysokiej władzy.

Tymczasem morowe powietrze szalało w dalszym ciągu. Graba-

rza zawleczono ponownie na tortury. Ponieważ jednak zmaltretowany,

ledwie żywy biedaczyna nie mógł już znieść żadnego bólu, przyznał się

teżdo tego, że czarów nauczył się we Wschowie, że jeździł stamtąd

razem z diabłem do rozmaitych miejscowości, w których był przyczy-

ną różnych nieszczęść ludzkich.