

Skąd przyszliśmy, kim jesteśmy?
422
z Bełcza Wielkiego do Luboszyc. Samochody czy motory można było
w powiecie górowskim policzyć na palcach. Drogę do kościoła dzieci
komunijne pokonywały furmanką konną, jeśli ktoś miał, ale też bardzo
często pieszo. Obowiązywał też przepis, że należy wstrzymać się
z jedzeniem na trzy godziny przed komunią. Efektem tego były częste
omdlenia dzieci. Rodzice z księdzem organizowali więc śniadania ko-
munijne pod kościołem. Na placu kościelnym ustawiano stoły, przy-
kryte białym obrusem. Na śniadanie były kanapki, bułka drożdżowa
i kakao. Po śniadaniu każde dziecko otrzymywało w prezencie torbę ze
słodyczami (batoniki, cukierki, ciastka, wafelki, lizaki). Łakocie te były
zapakowane w szare torebki (takie, w jakie dawniej pakowano cukier),
dzisiaj powiedzielibyśmy – ekologiczne, tyle, że bez napisów reklamo-
wych. Bardzo często był to jedyny prezent jaki dziecko otrzymało na
I Komunię Świętą. Czasami trafiało się w prezencie torebeczkę lub
pudełko czekoladek. Pod koniec lat 50., szczytem szczęścia był zega-
rek. Myślę, że warto dzisiaj wspomnieć o tym, jako że dzisiejsze komu-
nie są całkowicie odmienne. Dzieci podwożone są samochodami, uro-
czyste posiłki organizowane w restauracjach czy świetlicach, a prezen-
ty przechodzą wszelkie oczekiwania: pieniądze, komputery, rowery
górskie, komórki, aparaty cyfrowe itp.
I Komunia Święta
(fot. z arch. Ewy Osuch)